— A więc, żegnam was! — rzekł odwracając się i uchodząc deputat.
— Za pozwoleniem waszem — zawołał mecenas — gdy widzę że mnie rozumieć nie chcecie, muszę się wyraźniej tłumaczyć.
— Jakież być może jeszcze tłumaczenie?
— Porywcą mojej żony wy jesteście, panie, wydziercą mojej własności wy jesteście, rozbójnikiem...
Nie dokończył tych słów Maleparta, gdy na jego twarzy gorzał już odlewany policzek i Stanisław w chwili krzyknął na pp. Szczukę i Pękosławskiego. Mecenas rzucił się ku niemu z szablą, ale pochwycony za obie ręce, musiał, pieniąc się od złości, poprzestać na łajaniu.
— Myślicie, wołał, że na tem koniec, że się ustraszę, żeście mi tym policzkiem we własnym domu gębę zamknęli. Na wszystkich djabłów nie! nie! Pokażę światu wasze sprawy, odkryję uczynki, wywiodę was na haniebny plac popisu przed kratki, oddam wam wasz policzek stokrotnie! Dla tego żeś ty możny, żeś znaczny, żeś sędzią, masz broić bezkarnie, masz bezbronnych i słabych uciskać, cudzą własność wydzierać?
Mówił, aż póki obrażony Szczuka gęby mu kułakiem nie zatknął.
— Co z nim zrobić? — zawołał do pana Stanisława.
— Rozsiekać łotra! — zakrzyczeli nadbiegli dworscy.
— Zasiec łozami, wołali inni.
— Związać i oddać pod wartę, niech odprowadzą do turmy, i sądzić z regestru Mandati Directi niech da głowę — przerwał ktoś w tłumie.
— Cicho — zakrzyczał pan Stanisław. — Ukarany jest dosyć policzkiem za swoje szaleństwo, wywieść go za bramę i puścić jako warjata. Ani wiem, ani rozumiem czego chce odemnie.
— Nie wiesz! — nie wiesz! — zawrzeszczał Maleparta. — A kto mi żonę porwał? Kto ją podmówił? Kto mój spokój zamącił i mojemu mieniu grozi, pod-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom II.djvu/34
Ta strona została uwierzytelniona.