Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom II.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

przykrości; ulżyj sobie ciężaru, powierzając mi strapienie.
— Cóż ci powiem? — odparł mecenas — żem dostał w twarz przed chwilą od człowieka, któremum pierwszy raz w życiu się uniosłszy powiedział, com był powinien pomyślić, nie mówić? Ot cała historja. — Dostałem w twarz a oddam w serce. O! oddam, chyba żyć nie będę.
— Człowiecze! szatan mówi przez ciebie! — Maleparta uśmiechnął się złośliwie szydersko.
— Gdyby był wasz szatan na świecie.
— Nie chcę słuchać bluźnierstw — przerwał ojciec Józef. — Odchodzę, niech się Bóg wszechmocny zlituje nad tobą.
— Ale poczekajże ojcze — zatrzymując go za suknię zawołał mecenas — powiedz mi, cóż ci ona mówiła? Nie chce powrócić żadnym sposobem, i nie podaje warunków jakich?
— Prosi cię mojemi usty, abyś ją w pokoju zostawił. Rozwodu nie chce, bo wie że co Bóg złączył ludzie nie rozłączą; i choć przysięga ta znaglona...
— Dobrowolnie! mam świadki — zakrzyczał Maleparta.
— Rozwodu nie chce — mówił dalej kapucyn — ale żąda na zawsze usunąć się do klasztoru a mienie swoje rozdać na ubogich i kościoły.
— To wy ją mnichy podmawiacie! — zawołał mecenas — ale niedoczekanie wasze.
— Słuchaj — rzekł kapucyn — wiesz, bo widziałeś co mam, więcej nad to nie potrzebuję. Naszemu zakonowi bogatej nawet nie wolno przyjąć jałmużny, i dla tego miedzią tylko brać ją możemy. Podmawiać na swoją korzyść nie mógłbym, i nikt myślę z księży tego by nie uczynił. Ale gdyby tak było, moje dziecko, dałbym chętnie rozgrzeszenie temu, coby ci odebrał na lepszy użytek majątek wydarty wdowie i sierocie. Będę się modlił, aby cię Bóg nawrócił, a gdy uczujesz zgryzotę sumienia, naówczas dopiero przyjdź do mnie.
To mówiąc kapucyn wyszedł po cichu. Maleparta