Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom II.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

submittować i spytać, azali się, mimo trudności sprawy, podjąć onej nie zechcesz?
— Z którym z deputatów? — spytał Maleparta niechętnie.
A pan Pęchalski odpowiedział:
— Tać to wielmożny pan wiedzieć musisz, bośmy ją kilkakroć przegrywali, i coraz z nowej beczki wznawiamy, z jaśnie wielmożnym Stanisławem Górskim.
Na to imię porwał się z ławy Maleparta, pokraśniały mu policzki, zapłomieniły się oczy.
— Tak, tak, przypominam, — zawołał — przypominam, sprawa, w której ichmościom dowodów tylko do wygranej brakuje. Sprawa święta.
— Święta sprawa! tak, tak, — dodał starosta — a dowody?
— Dowody będą — zawołał mecenas — i sprawę wygramy! Biorę ją na siebie. — Te słowa wyrzekł tak impetycznie Maleparta, z tak niezwykłym sobie zapałem i porywczością, że wszyscy przytomni po sobie spojrzeli, i starosta o zachwalonym adwokacie zwątpił, widząc jego niesłychaną presumpcję, niczem nie usprawiedliwioną.
— Tylekroć już szwankowałem, nawet gdy deputat przeszłego trybunału forsą mojej partji obranym nie był, że się i spodziewać nie śmiem. Choć on sam nie forytował swej sprawy, dla imienia i koleżeństwa inni ichmość panowie deputaci nie dopuszczą nawet dojść jej.
— To fraszka — zawołał mecenas — naprzód deputat często się absentuje, możemy przydybać porę kiedy go na sesji nie będzie i w mieście; powtóre deputatów ująć, jeśli, jak się spodziewam, jaśnie wielmożny starosta żałować datku nie będziesz, bardzo można.
Starosta głową kiwnął.
— Dalej — mówił żywo. — Instygatora z woźnym wołających sprawy, przekupić, co najłatwiejsza, bo na to nie wiele potrzeba. Nareszcie jeśli podobna, stającego ze strony deputata-adwokata, ująć dla siebie możemy także. Kto to taki?
Pan Pęchalski poddmuchnął nazwisko.