Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom II.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.

— I to się zrobi — rzekł Maleparta — a teraz do dokumentów, proszę o nie.
Starosta zdziwiony pospiechem z jakim brał się do sprawy mecenas, w milczeniu usunął się na stronę, a pan Pęchalski, wyjął z zanadrza sumarjusz dokumentów i status causae. Po odczytaniu papierów głęboko zamyślony Maleparta zdawał się zwątpiewać o sukcesie.
Jaśnie wielmożny starosto, rzekł, dokumentów nam braknie. A chociaż prawa nasze w rzeczach sukcesji wielce są niedostateczne i ciemne, żywić się muszę wykładem i prejudykatami; jednakże koniecznie nam tu na poparcie potrzeba coś więcej nad to co mamy.
Za całą odpowiedź starosta uderzył ręką po kieszeni.
Maleparta się skrzywił.
— Będziemy, rzekł, szukać dokumentów po aktach.
— Szukaliśmy ich gdzie tylko było można.
— To nie racja — odpowiedział mecenas — boście ichmość źle szukali. Proszę mi zostawić papiery.
Starosta wziął na stronę Malepartę. — Wyszedł z nim do bocznej komnaty, i po chwili wrócił mecenas z rozjaśnionem nieco czołem, a za połą kontusza pod pasem widać było założony spory węzełek.
— Jestem cały na usługi — rzekł we drzwiach — i wszelkich sił dołożę, aby i dokumenta wynaleźć i sprawę na dobrym stopniu postawić. Jakoś to będzie — dodał pełnym złości uśmiechem, zacierając ręce.
Po chwilce rozmowy, w której rozpowiedziano nowemu patronowi szczegóły tyczące się sprawy, położenia wzajemnego stron obydwóch itd. — rozeszli się, z radą Maleparty, aby nie odwlekając odwiedził starosta wskazanych mu deputatów, których listę mu dano. Zaledwie byli za progiem, porwał Paprocki za czapkę, i spiesznie zatrzasnąwszy drzwi, ruszył z domu. Na wyjściu samem zastanowił się i podumał chwilę, gdzie miał iść, a potem ruszył ku ratuszowi.
Niedochodząc do niego rzucił się w prawo i przez przechodnią kamienicę, zbiegł mecenas na tyły domostw, potem ku przedmieściu. Tu ścieszkami małemi,