zasłanych i zegarek drewniany w skrzyni ciemno malowanej. Dwóch czy trzech dość odartych ichmościów pisali za stołem i odczytywali papiery.
Gospodarz z Malepartą udali się przez wielką izbę do bokówki, gdzie zawsze osłaniając się swoją opończą, i poprawując czupryny z pod chustki wywijającej się ów jegomość, poprosił naprzód siedzieć mecenasa.
— Przynoszę ci robotę — rzekł Maleparta.
— Nóżki całuję, chi! chi! nóżki całuję, choć jej zawsze jest do licha, że nastarczyć nie można i podołać trudno, a człek do reszty oczy wyślepi.
— Ależ to nie darmo, panie Czubak.
— Zapewne, że nie darmo, mecenasie. Ale chleb, niech go kaci porwą: człek się i strachu naje i nanudzi, nielicząc że nie ma nocy spokojnej, bo wciąż jakieś straszliwe mary po łbisku się włóczą.
— Co chcesz? — rzekł Maleparta — każdy się musi frasować. Nic bez tego!
— A zapewne, mecenasie — odparł pan Czubak — to się tak gada, a robota swoją drogą. I niechwaląc się lubi człek popracować, aby wszystko było jak się należy. Niechwaląc się, ekspedjujem przywilejów więcej niż kancelarje królewskie obie! A gdybyś waszmość widział staroświeckie hramoty naszej fabryki, gdy się dobrze w bułce chleba dopieką; gdy atrament wyżółknie, wosk na pieczęci powykrusza się, przysiągłbyś że oryginalne. No już to, niechwaląc się, lubimy robić co się zowie! To to panie nie łatwo skoncypować sine errore et menda stary dokument, albo przywilej i wypisać go ut sic. To sztuka! to sztuka! I niechwaląc się...
— Niechwaląc się mości Czubak, nieustannie się chwalisz — odrzekł mecenas.
— Niechwaląc się, ja to mówię — kończył jegomość w opończy i chustce na głowie — bo JW. mecenas, bardzo zawsze honorarja liche wyznacza, nie mając baczności co to za praca głową i ręką! Ta to potrzeba myśleć, szukać, dłubać aby się ludzie nie poznali, i wartować, która księga akt zaginęła gdzie, aby z niej
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom II.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.