— E! ba! po czemu płacą! kiedy ja waszmości mam w ręku! — zawołał Maleparta.
Pan Czubak obwinął się konwulsyjnie opadającą opończą, i zawołał:
— No, jak jegomość chce, a ja za te pieniądze, szelma jestem kiedy zrobię.
— Waćpan i tak nim jesteś.
— O! ho! a zawsze żarty. Chi! chi! Nie chwaląc się, a kto tak potrafi jak ja? dalipan nikt! Daj pięćdziesiąt i zgoda.
— To chyba bym swoich dołożył — rzekł mecenas.
— Kiedy klnę się jegomości, że za te pieniądze zrobić nie mogę.
— Zrobi się.
— Nie mogę.
— No, wiesz aspan co, dołożę swoich dziesięć i zgoda.
— Mało, dobrodzieju! Sam testament, klnę się jegomości, więcej wart, kiedy mówię, że wczoraj, nie dalej jak wczoraj, niechaj ci panowie poświadczą, zapłacili mi za fraszkę, za kwicik (co to bagatela) dwieście złotych.
— Co mnie tam do tego jak kto płaci, daję czterdzieści, bierzesz?
— Ostatnie słowo pięćdziesiąt — rzekł Czubak — to mecenas myśli, mnie się z tego wielkie rzeczy okroją? Jak przyjdzie policzyć koszta, może dziesięć dukatów, klnę się jegomości, nie więcej.
— A ja ci się klnę, że nie dam nad to co mówiłem.
— A na kiedy to?
— Jak najrychlej.
— Nie mogę, tak i co nie mogę, to nie mogę! teraz roboty nawał. Pracujemy nad przywilejem Władysława Jagiełłowicza, co niech go trzaśnie, jaki trudny. Musiałem aż starać się wzoru. Kosztował mnie niemało, a co chodzenia do książek! Kat mu nadał w cudzych krajach mieszkać! Tak i nie mogę.
— To jak sobie chcesz, ale pamiętaj — rzekł Maleparta — żebyś mnie potem w nogi całował, nie dam
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom II.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.