Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom II.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

przedemną płakać nad tem, że ani go czem opłacić, ani w razie śmierci pogrzebu sprawić nie będzie mogła. Nie płonnie lękała się waszmościnego skąpstwa, boś grosza nie dał na pogrzeb tej której ogromne miałeś w ręku dobra, a moim kosztem uczyniony, udawałeś jakobyś sam sprawił. Naówczas dałem twojej żonie worek pieniędzy i tę spinkę. Nie mogła mi jej oddać, bo mnie odtąd nie widziała, a napis świadczy, że oddać mi ją chciała.
— O! wyborna bajeczka! — zawołał Maleparta — ale nie dość jej! Sami na siebie piszecie wyrok. Napróżno byście się starali okazać, żeście dali pieniądze i spinkę przez litość. Pierwszej nie znajomej kobiecie nie daje się pieniędzy i kosztowności. Znaliście ją, mieliście z nią stosunki. Inaczej, odezwałażby się do was?
— Znałem ją dziewczyną — odpowiedział deputat — nie chcę kłamać, znałem ją, alem raz tylko w życiu z nią mówił.
— Plećcie te androny komu chcecie — odparł wzgardliwie Maleparta — Ja im nie wierzę i uważam was za uwodziciela, a niesłusznie i zuchwale obelżony od was, chociaż wczoraj jeszcze przepraszałem, dziś domagam się satysfakcji: wyzywam was na rękę.
— Mości panie — odrzekł deputat — spodziewam się że nie wątpicie, iżbym wyszedł i bił się z każdym równym.
— Jestem szlachcic jak ty.
— Aleś infamis i łotr!
Maleparta porwał się ku deputatowi, którego zasłonili otaczający.
— Kijem po grzbiecie kiedy chcesz rozprawię się z tobą — rzekł rozjątrzony Górski.
— A ja, wedle prawa odwiecznego, jak psu ci w łeb strzelę — zawołał mecenas cisnąc się do niego przez otaczających.
— Puśćcie niech go rozedrę — krzyczał Górski i pienił się od gniewu.
Zaczęto naradzać się i szeptać. Maleparta urągliwie warcząc coś niewyraźnego stał w miejscu.