W jednym z rozsypanych po kraju gęsto majątków pana Jana Aleksandra Paprockiego, położonym w małej Polsce (nie możemy określić okolicy, wieś się zwała Grabowym dworem) — rozruch panował wielki.
Stary dwór stojący na wzgórzu w wianku ogromnych grabowych i olszowych drzew, dwór z wyniosłym dachem, długiemi a wązkiemi okny, wysokiemi kominy, dwoma gankami i dwoma niezmiernej obszerności sieniami, cały był ruchem i krzykiem. Czeladź dworska i ludzie przywołani ze wsi, zamiatali, myli okna, lepili ściany, uprzątali śmiecie z podwórza, zagrabiali ulice. Woda lała się strumieniem, szorowano piaskiem, trocinami, miotłami, a jejmość pani rządczyni z jegomością panem rządzcą, zbrojnym w laskę, pilnowali sami, zachęcając do pospiechu obietnicą wódki, i pogróżkami batów. Jakto zwykle bywa, gdy się spieszy, wszystko szło nieładem, i jakby na złość powoli.
Odrabiać było potrzeba zrobione i poprawiać co się skończonem zdawało. Tam ktoś wlazł z butami zbłoconemi na umytą świeżą podłogę, dalej bielący pięcio białemi palcami wycisnął pamiątkę na wymytej i mokrej szybie. Konie co wywoziły śmiecie jakby naumyślnie pozwalały sobie szczególnych niedyskrecyj przed domem.
Martwiło to i gniewało rządzcę i szanowną jego połowicę, gdyż spodziewali się na noc dziedzica, pragnęli mu okazać, że wszędzie było bardzo porządnie, bardzo czysto. Lękali się, aby wielce (wedle powszechnego odgłosu) surowy właściciel nie wziął im za złe nawet mniej starannego utrzymania dworu.
— Ja z łaski wasani mogę miejsce stracić! — za-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/11
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ I.