Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

Nazajutrz i dni następnych, trwały jeszcze zabawy na Porajowskim zamku: przeciągało się wesele do tygodnia. Bliżsi sąsiedzi wyjeżdżali i przyjeżdżali nazad; dalsi siedzieli ciągle. Codzień wymyślał starosta nową jakąś zabawę, inny sposób przepędzenia czasu. Niektórzy, (bo już naówczas gra u nas przeszła w namiętność i pokazywali się dawniej całkiem nieznani gracze z profesji) — niektórzy trawili w osobnej komnacie czas cały nad grą. Inni nie zarażeni jeszcze tym zabijającym czas i odzierającym człowieka z szlachetności nałogiem, woleli po staropolsku wyścigać się konno, strzelać, polować, pić i gawędzić, lub przysiadać się do panien. Panny ówczesne już po trochu uczyły się z francuzkich książek, kochania zagranicznego, które rzadko było i jest czem innem, nad komedją, w którą sami aktorowie uwierzą na końcu.
Maleparta nazajutrz zdawał się zupełnie wytrzeźwionym, przytomnym i szczęśliwym, uśmiech mu wrócił na usta, choć przymuszony i przeradzając się nie raz w grymas. Był uprzejmy dla gości i nadskakujący żonie. Ona bladą, wylękłą, ale surową twarz przybrała; zdało się w kilka godzin, zestarzała kilką laty, tak zgasły z jej oczu i ust, uśmiech, wesołość dziewicza i swobodna wiara w szczęście. Wczorajsze postępowanie Maleparty począwszy od chwili wezwania go przez sługę, aż do cukrowej wieczerzy, nie uszło niczyjej baczności. Szeptano, domyślano się i nic się domyślić nie umiano. Sam starosta był niespokojny, ale udawał wesołego i wielce uszczęśliwionego. Donieśli mu ludzie o jakichś nieznajomych do zamku przybyszach, i kobiecie, co w chwili ślubu prawie, cisnęli się do Maleparty. Sługa pilnujący drzwi wygadał, że słyszał tajemnie i brzęk pieniędzy: potem widziano jeszcze nieznajomego co rozmawiał z Malepartą, we drzwiach kaplicy z jakąś kobietą; a wreszcie wynieśli się zapewne z zamku, bo ich więcej niepostrzeżono.
Wnioskując z tego starosta, wywnioskował tylko, że zięć jego musi być istotnie bardzo małego pochodzenia, że nawet nie szlachcic i tylko podkradający się pod