Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

rzenia i nie pomięszał się. Starosta mimo usiłowania odegrania wesołości, zdawał się skłopotany i przymuszony. Zapomniał nawet o częstowaniu i pojeniu gości, co niektórych martwiło.
Po kilko-dniowem ucztowaniu na Porajowskim zamku, przyszedł termin przenosin i mecenas z żoną udał się naprzód przysposabiając przyjęcie dostojnej familji. Grabowy dwór na tę uroczystość, jeszcze wspanialej został przybrany i urządzony. Dobudowano nawet na prędce, długą na sto łokci galerją z tarcic, wewnątrz obitą i ubraną wytwornie, którą na dwie sale zabawy podzielono. Że na ówczas łatwo było gości pomieścić, bo kobiety osobno, mężczyzni osobno, pokotem na ziemi sypiali; mimo więc szczupłego zabudowania, dostojniejszych w domu i na folwarku rozmieściwszy, resztę ulokowano w tychże dwóch salach. Zuzanna nie posiadała się z radości na widok swojego dworu, swoich pokojów, kosztowności, sreber, przyborów. Śmiała się, trzpiotała i czasem tylko surowe jej oblicze, z jakim wystąpiła nazajutrz po ślubie, na chwilę wracało.
Lecz to na chwilkę tylko; wkrótce znowu biegła się czemś cieszyć, coś oglądać, czemś bawić. Mąż dla niej był nie tylko nadskakującym, jak to zwykle w pierwszych dniach po ślubie, ale pokornie posłusznym. Rozkazywała mu jak słudze, a on ślepo spełniał jej rozkazy. Chmurne jego czoło, rozjaśniało się na widok uśmiechu Zuzi, biegł sam gdy jej czego było potrzeba, a kilku ludzi, z największym gniewem wypędził, za opieszałość w spełnianiu rozkazów pani. Zuzia ani się zdawała cieszyć z tego, ani mu okazywała wdzięczności; niekiedy nawet surowo, zimno przemawiała do męża, i choć nikt nie słyszał wymówek, można się ich było domyślać.
— Za co? tego nikt nie wiedział.
A on przyjmował od niej wszystko z łagodnością, pokorą, z wdzięcznością prawie. Cóż mu się stało?
Ci co go nie znali, utrzymywali, że gwałtowna miłość dla żony, ten skutek na charakterze zrobiła, i śmieli się ze starego spętanego uczuciem, so się z si-