naczką swą córką i podżyłą już siostrą. Na widok przygotowań niezwyczajnych zatrzymać kazał kolasę, wychylił wygoloną czuprynę i spytał ludzi:
— Kogo to oczekujecie?
— A dziedzica nowego.
— Albo się go spodziewacie?
— Co moment jaśnie wielmożny panie.
Starosta coś szepnął siostrze do ucha i kazał konie popędzić. Zawiedzeni w oczekiwaniu znowu posiadali i zwrócili oczy na drogę. Spodziewali się oni, po odgłosie wielkiej fortuny pana Paprockiego sądząc, magnata wielkim jadącego dworem, poszóstno, hajduczno i pańsko, i dziwili się, że choć kuchni naprzód albo sług swoich nie wysłał. Tymczasem jak nie widać tak nie widać było nikogo. Wysłany od arędarza oklep żydziak doniósł tylko, że w sąsiedniej wsi popasa u żyda jakiś szlachcic jadący krakowską bryką trzema najętemi końmi i rozpytuje się bardzo arędarza o rządzcę tutejszego.
— To pewno ktoś ze dworu pańskiego, powiedział żyd sobie, musi być wysłany na zwiady. Nie darmo to mówili, że przebiegły człowiek! Ale taki naszego rządzcy nie złapie.
Wkrótce po przybyciu żydka nadtoczyła się i owa krakowska bryka, z żydem furmanem co popędzał trzy chude szkapy, a wewnątrz jakimś bladej twarzy jegomością w białym kitlu płóciennym i takiejże czapce kwadratowej. Postrzegłszy u wrót chłopców, kazał się zatrzymać jadący i wychyliwszy głowę spytał:
— A czego to czekacie?
— Na dziedzica.
— Dajcie pokój, on teraz nie przyjedzie i tego nie lubi. Idźcie lepiej do roboty.
— Z pozwoleniem — spyta starszyzna z gromady — a wy?
— A ja, jestem od niego posłany. — Ruszaj żydzie — dodał, i żyd zaćwiczył konie i pobiegł ku karczmie. Przed karczmą na widok żyda co się miał ku czapce, domyśliwszy się posłańca pańskiego, kazał podróżny zastanowić się na chwilkę.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.