goś jadącego w ulicy, pani rządzczynia pobiegła oznajmić mężowi.
— Jegomość, jejmość zawołała, ktoś jedzie! A ruszajcież się. Jadą! jadą!
Po całym domu rozległo się — Jadą! i co żyło ruszyło się ze wszystkich kątów. Rządzca stanął w ganku i czekał niespokojny, poprawując to włosów, to pasa, to obciągając poły. Przypatrzywszy się lepiej nadjeżdżającej bryce, splunął z gniewem i ofuknął się na jejmość:
— Co wasani mnie zawsze zwodzisz! To nie on! To ktoś bryką krakowską i najętym furmanem. Darmoś mnie przestraszyła.
— Ale może kto z jego ludzi; wszystko tobie trzeba być w gotowości.
Wedle tej zdrowej rady czekali u drzwi i doczekali się na brykę, która się zatrzymała wedle ganku.
Podróżny wychylił głowę; rządzca postąpił naprzód, lękał się żeby to nie był który z jego przyjaciół przybywający nie w porę w odwiedziny; ucieszył się zobaczywszy obcego.
— Pewnie z dworu jaśn. wielm. dziedzica? — spytał wysiadającego w białym kitlu rządzca.
— Tak, tak.
— A pan?
— Później przybędzie, mnie tu wysłał.
— Służby moje powolne. Prosiemy — odezwał się uradowany rządzca w pół poufale, pół radośnie. — Niechże wiem kogo mam cześć poznać?
— Jestem krewniakiem pana Paprockiego i zwą mnie Janem Paprockim.
— A tytuł?
— Nie mam tytułu.
— Prosimy, prosimy! — odezwali się rządzca i jego żona, otwierając drzwi swojego mieszkania, na drugiej stronie są izby przygotowane dla dziedzica, a czy może zechcecie, choć szczupło z nami się pomieścić.
— Wszędzie mi będzie dobrze — rzekł wchodząc podróżny. Obszerna izba do której weszli świeżo umieciona i piaskiem żółtym posypana, z piecem kaflowym
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.