Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

dzielił i podwyższył mu jurgield.
Namyślał się jeszcze rządzca, poskrobał w głowę i na jejmość spojrzał, jakby rady od niej błagał.
— I to pewno, wyjąkał, że pan spodziewasz się ten klucz mieć dzierżawą od jaśn. wielm. dziedzica?
— To najpewniej.
Rządzca zwlekał wytłómaczznie się i wciąż spoglądał na żonę; żona dawała mu znaki niecierpliwe, aby się nie wygadał. — Nie wiedział co począć, bo go już język świerzbiał a bał się jejmości, nareszcie rzekł:
— O tem potem, a teraz może co przekąsicie? — Maleparta nie dał się prosić i zaczął zajadać skwapliwie babę, choć już na to nazwisko dobrze zasłużyła, będąc dobrze starą. A ukradkiem spozierał na rządzcę, który niemogąc wytrzymać jął się także za kieliszek i wypił z gościem jeden i drugi. Niezwykły jednak do tego trunku, a przytem odurzony już ciągłym kłopotem z powodu spodziewanego przyjazdu dziedzica, łatwo się nim podchmielił i stracił pamięć niebezpieczeństwa w którym zostawał, choć mu je żona ciągłemi mruganiami przypominała.
— Ot! wiecie co — odezwał się rozweselony i czując w sobie ochotę wynurzenia się jak to zwykle bywa gdy się podpije — ot! wiecie co, ja wam wszystko powiem. To dobry majątek.
— Co to wy pleciecie? — przerwała żona — straciliście głowę od kieliszka wina.
— A jejmość zawsze w strachu i niedowiarstwie — przerwał rządzca.. — Dajcie pokój! Ja jegomości uważam za przyjaciela i powiem mu całą prawdę.
— Najlepiej — rzekł nalewając sobie Maleparta kieliszek — powiedzcie całą prawdę, bo się jej zawsze dowiem i tak.
— Otóż to, — dodał rządzca.
Żona westchnęła i opuściła ręce, ona przeczuwała ze wzroku mecenasa grożące im nieszczęście.
— Powiedzcie-no mi tę prawdę: dobry majątek?
— Wyśmienity! wszystko jest.
— A siano, co go zawsze kupowano?