Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ II.

Najbliższem sąsiedztwem Maleparty, był dom jaśnie wielmożnego starosty Poraja, któregośmy widzieli przejeżdżającego przez wieś, chwilą przed przybyciem dziedzica. Dalszy ciąg tej powieści wymaga, abyśmy wam mieszkańców Porajowa poznać dali. A naprzód spojrzmy na dwór i posadę jego.
U ujścia maleńkiej rzeczki, do jednej ze spławnych rzek korony, leżało miasteczko złożone z lichych chałup żydowskich i czterech karczem mających otaczać rynek. W pośrodku pięć kramików znaczyło sklepy, sprzedawano w nich czosnek, cebulę, powrozy, garnki i łojowe świeczki. Niedaleko wznosił się ratusz ozdobiony wieżyczką z chorągiewką herbową, którego okna w połowie zabite były deskami. Po za nim i po za kramami, ciągnęły się błotniste uliczki miasteczka, obstawione chałupkami walącemi się i nie lepszemi od nich stodołkami.
Gdzieniegdzie sadek z wiśniowemi drzewy, ze starą gruszą, prababką wszystkich grusz okolicznych, rozzieleniał smutno czarny ten widok. Po za miastem, w widłach dwóch rzek, wśród zielonego wału okrążającego do koła sam gródek dawny, wznosiły się mury zamku senjoralnego, świeżo odnowione i dosztukowane nowemi budowlami. Wieżyczka nad bramą wznosząca się z zegarem i balkonem, ukazywała jedyny na zamek wjazd, po zwodzonym dawniej a teraz zwodzącym tylko moście. W brukowanym dziedzińcu stał sam tak zwany dawnym zwyczajem zamek, budowa w połowie stara, w pół nowa. Dwie jego narożne baszty i środek widocznie były ze XVI. wieku, jeźli nie dawniejsze, długie oficyny dobudowano później. Po za tem wszystkiem