Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

długów!
— Wiele długów?
— Nikt nie policzy, on sam nie wie, on taki bogaty w długi, że gdyby miał trzy Porajowa, to by ich nie popłacił.
— Cóż robi?
— Nie płaci.
— A kredytorowie?
— A cóż, milczą!
— A proces?
— A kto z nim wygra.
— To widzę ptaszek noszony — rzekł w duchu Maleparta — potrzeba się mieć na ostrożności z nim i... kieski pilnować.
— Wiele tu panów do niego przyjeżdża?
— Bardzo wiele! On pół roku mieszka koła króla w Warszawie i powiadają że król jego kocha bardzo, a panowie wielkie także jego kochają i pieniędzy dają.
— Kto tam u niego w domu więcej?
— Starsza panna i młodsza panna, ale z pozwoleniem jasnego pana, one obiedwie już dawno takie jak dziś.
— Jak to?
— One obydwie już od kilka, kilkanaście lat wszystko prawie takie same. Córka p. starosty, to jeszcze niebardzo, ale siostra, to i bardzo dawno już na świecie.
— A więcej kto tam?
— Ludzi huk, hołota, dwór wielki, ale głodny. Jasny panie, tam tylko w niedzielę i dla gości lusztyk, a reszta tygodnia post. Tam jest jeszcze pan burmistrz.
— Pan rotmistrz, chciałeś mówić?
— To wszystko jedno — dodał żyd: — won przyjaciel pana starosty, co jeździ za jego interesami i sejmikuje.
— Znał on się z naszym rządzcą i bywał tu kiedy?
— Ja jego nigdy nie widziałem.
Pogadawszy z żydem, odprawił go Maleparta, wiedząc co chciał wiedzieć i pewien będąc, że starosta