Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

— O! poczekajcie, rzekł, poczekajcie, rad jestem żem was złapał, nie tak łatwo wypuszczę.
Mecenas konfundował się dziękując, kłaniając, uradowany z dobrego przyjęcia, dla którego zapomniał o zwykłej ostrożności, o niedowiarstwie swojem.
— Siadajcie! siadajcie — rzekł starosta — spoczniemy po wrzawie, pogadamy swobodniej.
I tu korzystając z chwili, bardzo zręcznie rozwinął starosta przed oczyma odurzonego już Maleparty, obraz swojej wielkości. Opisywał stosunki swoje w Warszawie, wziętość na dworze, wpływy, kolligacje, umiał niby wypadkiem naprowadzać rozmowę na to co chciał powiedzieć, aby dać o sobie wysokie wyobrażenie nieznajomemu. Malował mu osoby wyższego świata z któremi żył w najściślejszych stosunkach, opowiadał anegdotki, w których grał znaczącą rolę. Godzina minęła na tem zdradzieckiem ukazywaniu mecenasowi, z różnych stron, tego świata pańskiego, do którego tak już wstąpić pragnął, a którego co chwila zdawał się bliższym. Starosta czytał w oczach nietającego się gościa, jakiej mu napędzał oskomy.
— W Polsce dodał nareszcie — my magnaci nie stanowiemy, jak to mylnie, utrzymują, osobnej klasy, osobnego społeczeństwa, że tak powiem, rodu. Co jest znakomitego w szlachcie, przechodzi do nas prawem natury, prawem porządku koniecznego. Jednych wprowadza ród dawny szlachecki, któremu lustru piastowane godności wyższe dodają, drugich wielka fortuna, innych wielkie talenta. Patrzajcie ile to nowych przybyszów na tym naszym świecie, a ile z niego familji w dawne zapomnienie odpadło! Koleją wznoszą się nieznane szlacheckie rody na krzesła senatorskie, chwytają buławy, infuły i laski, a znane i zasłużone imiona zniżają się i na zagon swój przy szabli orać idą. Nie myślcie, aby tylko ród wprowadzał do godności i znaczenia, ród taki naprzykład jak nasz starodawny Porajów. Znam tysiąc gorszej i świeższej szlachty, co wyższe wszakże odemnie posiadła miejsca. W herbarzu Paprockiego mości panie, ledwo o nich czytasz dwa