Wśród marzeń o przyszłej wielkości, przychodził żal pieniędzy, żal mających się roztrwonić dostatków, były chwile że mecenas chciał plunąć i porzucić wszystko, zamknąć się i zbierać dalej, więcej a więcej, bez końca.
Duma jednak już raz rozgospodarowawszy się w sercu, coraz w niem samowładniej rządziła, wszystko jej posłusznem być musiało, i po krótkiej walce, stare skąpstwo położyło się zwyciężone, podbite, bezsilne u nóg nowej królowej.
— Nie będę żałował niczego, mam dosyć — powtarzał jadąc Maleparta! — Rozsypię, roztrwonię, a jak mówił starosta, dojdę wysoko! Z pieniędzmi, gdzie nie można zajść. On miał słuszność! Na senatorskich krzesłach siedzą nie szlachta, siedzą bogate wychrzty, siedzą pludry Niemcy, czemużby nie miał go zająć szlachcic polski, co się dorobił fortuny???
W tej chwili stanęły mu przed oczyma cienie wszystkich ofiar poległych w tej walce, i posępny, pomięszany, zamilkł.
— To się zapomni! — rzekł w duchu: — tego już nikt nie pamięta. To dawno przeszło! Dawno!