— Któż to? — spytały obie kobiety, niby nie wiedząc o czem mowa.
— A! przecież nasz sąsiad! Krezus! Krezus!
— Ale jakże okropnie wygląda! — odezwała się ciotka, udając obojętną wzgardę: — o milę czuć szlachciurę zagrodowego.
— Ja tego nieznajduję — przerwała Zuzanna — prawda że nie piękny, ale ma coś w twarzy, w ruchu, wspaniałego, wzbudzającego uszanowanie.
— Powiedzcie raczej strach i wstręt, — szydersko, złośliwie i prędko, dodała ciotka.
— Ja tego nie widzę.
— Co do mnie — rzekł starosta — nieznajduję, ani jednego, ani drugiego. At! sobie fizys jakich tysiąc na świecie! Prawda nie ma w niej wiele szlachetności, ale natomiast jest coś surowego, co za nią płaci.
I usiadł zamyślony. Widok siostry i córki, nowych mu myśli napędził do głowy. Nagle jak błyskawica przeleciał przez nią pomysł, związania Maleparty i jego fortuny ściślejszemi węzły z sobą. Począł dumać o ożenieniu go z jedną z tych dwóch kobiet, które w milczeniu siedząc, na pozór obojętne już tą samą nadzieją się kołysały.
— Ambicja obudzona, ożenienie, nowym dla mnie środkiem będzie! — rzekł w sobie: — myśl złota! Prawda, poświęcić potrzeba pamięć rodu naszego, jego świetności: ale za to, nie wiem jakich ofiar od niego wymagać nie mogę. Zrobi wszystko co zechcę.
— Co innego jest traktować z obcym, co innego z powinowatym! Potrzeba go ożenić, koniecznie ożenić! Rotmistrz mu tę myśl podda: córki nie poświęcę, nadto jeszcze młoda, mam widoki na nią, książątko to w Warszawie, bardzo na nią patrzało, mógłbym mieć zięciem człowieka wziętego u dworu i ze znaczeniem, a bogatego szwagra. Przytem, p. Katarzyna blizka lat pięćdziesięciu. On nie młody. Zmarliby bezdzietnie, sukcesja na mnie lub córkę dopilnowawszy się z intercyzą. Obstanę przytem aby zrobił opis po-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/55
Ta strona została uwierzytelniona.