Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.

Tym sposobem zatrze się przeszłość, zapomni! zapomni!
I Maleparta powtarzał sto razy z wlepionemi dziko oczyma na ścianę: Zapomni! Właśnie w tej chwili musiał najbardziej czuć, że jemu tej przeszłości, zapomnieć, wyprzeć się, będzie niepodobna nigdy.
Maleparta szedł wielkiemi ofiarami do tego celu. Chciał się oczyścić w oczach ludzi, odmienić do niepoznania, wbiedz w nowy świat, w którym był nieznany i zostawić za sobą przeszłość całą, jakby się z nią żadnym nie łączył węzłem. Kosztowało jego skąpstwo i chciwość, wysypanie tylu pieniędzy, walczył z sobą, i wyrzucając je, tłumaczył sobie, że niemi kupuje zapomnienie wszystkiego.
Tymczasem, gdy mecenas przypatruje się swojej wspaniałości, cieszy się swym dworem, marzy, niepokoi, rotmistrz jedzie do Porajowa, ani już spoglądając na luzaka co mu tyle w początku swoją asystencją pochlebiał. Ze spuszczoną głową, wjechał w bramę zamkową, milcząc, oddał bułanka w ręce masztalerza i smutnie wszedł na wielkie wschody. Starosta już go czekał we drzwiach swojej komnaty. Jakże po świecącym zbytku mecenasa, brudno się wydał rotmistrzowi, niedawno tak go zachwycający Porajów. Wszystko tu zdawało się padać i rozsypywać ze starości, zbutwienia; sam starosta mniej poważny i wielki stanął mu w oczach.
— A cóż rotmistrzu?
— A cóż — z westchnieniem szepnął pan Atanazy: — to szatan nie człowiek.
— Albo co!
— Cała historja!
— Czegoś tak prędko powrócił?
— Nie było tam co robić.
— A juścić cię nie wypędził?
— Najpiękniej mnie przyjął.
— Czegożeś nos na kwintę spuścił?
— Traktaty nie udały się.
— No, opowiedzże mi wszystko, porządnie, bo niespełna cię rozumiem.