gradem panegirykami swojego tam jakiegoś herbu i związków.
— A do trzysta! — zawołał starosta oburzony — ośmielił się równać!
— Ale nie, nie — rzekł rotmistrz mitygując: — tylko to było dla tego, żem ja zbyt wysoko postawił tę kolligacją.
— Nie mogłeś jej postawić zbyt wysoko.
— Alem ją prawie niepodobną nazwał, dla wielkiego lustru familji jednej, a nikczemności drugiej, czem się widać szlachcic obraził.
— I cóż? — spytał starosta niecierpliwiąc się.
— A cóż! parsknął potem śmiechem niegodziasz i powiada: — albo ja szalony ze starą się żenić!
— Ośmielił się nazwać kasztelankę starą!
— Dalipan.
— A waćpan co na to?
— A cóż, zjadłem mydło i umilkłem: on potem zaczął perorować, jako się nigdy i nikomu kłaniać nie lubi, i tu mu się wypsnęło, że nie tylko dla kasztelanki, ale dla starościanki tego by nie uczynił!
— A to łajdak jakiś! — zakrzyczał w egzasperacji starosta.
— Posłuchajcież no tylko — przerwał rotmistrz: — jednak się zaraz zreflektował, i dodał: — Ot nie wiem, możebym się i pokłonił.
— Tak mówi?
— Wyraźnie, a w rozmowie z tem dał się słyszeć, że zapisy by uczynił, chociaż widać, na wielkie trudno go będzie wyciągnąć.
— Hm! hm! — mruknął starosta chodząc po izbie. — Prawda, że szatan nie człowiek. Byłem pewny, że mi się jeszcze za kasztelankę do ziemi pokłoni, a jemu się chce do imienia i młodości! Ptaszek, mości panie! Będę musiał, własną córkę poświęcić mu! Ależ przynajmniej, dowiedzieć by się potrzeba zkąd to wyszło i jak! Zkąd jemu tyle fortuny i to tak nagle, bo mówią że cale jej po rodzicach nie wziął, a po żonie tylko cząstkę.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/76
Ta strona została uwierzytelniona.