— Słuchajcie, rotmistrzu, użyć was chcę do jednej traktacji, mam prośbę —
— Całem sercem, co rozkażecie?
— Otwarcie i szczerze, mam intencją prosić starostę o rękę jego córki, wyrozumiejcie czy co z tego być może, abym posunąwszy się wstydu nie miał. Jeźli on uczyni nadzieję, pocznę bywać w Porajowie w tym celu.
Rotmistrz wąsy spuścił, oczy podniósł.
— A jeźli się to uda — dodał Maleparta — sto czerwonych złotych i koń z mojej stajni do wyboru dla waszmości.
— Lice się rozjaśniało p. Atanazemu i za kolano uścisnął. Wrócili do pokoju. A gdy Maleparta, gdzieś się na chwilę wymknął, rotmistrz zdał sprawę z poselstwa staroście.
— O tem potem. — Była cała odpowiedź. — A jeźli można daj mu do zrozumienia, że łatwiej byłoby o kasztellankę.
— I on nie chce i kasztellanka dała się z tem słyszeć, że nigdyby za niego nie poszła.
— Kiedy?
— Wczoraj to mówiła publicznie.
— Damy mu odpowiedź później.
Znowu tedy wzięto się ówczesnym obyczajem za kielichy, bo niespojony nie uważał się za ugoszczonego pod panowaniem Sasów. Pić było potrzeba koniecznie, czy się chciało lub nie.
Starosta nie odtrącał kielicha a i rotmistrz nie dał sobie lać za kołnierz: wyjechali zmrokiem podpili i drzemiący obydwa; ludzie także nie całkiem trzeźwi, bo się raczyli z czeladzią, gdyż wyraźny rozkaz mecenasa, przepisał ten traktament.
Nazajutrz dopiero, posłano z odpowiedzią list rotmistrza. Nie sam go pisał pan Bryndza, ale wspólnie ze starostą, ćwiczonym w to szermierstwo wyrazów, i umiejącym w potrzebie, napisać tak aby na dwie strony można było tłómaczyć. List ten zimny, grzeczny, pełen form i łacińskich zwrotów używanych w korespondencji, powiadał tylko mecenasowi, że mógł bywać
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.