Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/87

Ta strona została uwierzytelniona.

śmiał żądać; mecenas że starosta mniej zażąda niż on dać myślał. Nareszcie przymuszony do uczynienia propozycji, Maleparta odezwał się głosem stłumionym, po pewnym czasu przeciągu.
— Odpisuję żonie mojej przyszłej, oprawę równającą sumie posagowej.
— Cały Porajów po mojej śmierci, lekko go liczyć na miljon, teraz dać nic nie mogę, znajdzie się po mnie.
— Mecenas skrzywił się nieznacznie i zamarszczył.
— Nie cofam słowa, rzekł, ale pozwólcie sobie uczynić uwagę, że długi umniejszą szacunek fortuny.
— Spłacam je i spłacę — krótko odparł starosta: — dalej co?
— Na wieczność zapisuję żonie Grabowy dwór z przyległościami.
— Hm! to dość pięknie — rzekł starosta i nie miałbym nic do powiedzenia na to gdyby nie pewne okoliczności. A w razie bezpotomnego zejścia wielmożnego pana?
— Dożywocie na całym majątku.
— Tylko? — spytał starosta.
— Czegoż byście chcieli więcej?
— Zapisu wieczystego całej fortuny.
Mecenas ogromne oczy otworzył.
— Chcielibyście więc wziąść wszystko? —
— Po waszem najdłuższem życiu, łaskawy panie: Zuzia może się spodziewać zawsze dłuższego od was życia si Deo placet, poświęca swoją młodość, imię, dla wielmożnego pana, czemużby ojciec dla niej nie miał myśleć o wynagrodzeniu?
— Zapis ten — po chwilce wyrzekł Maleparta — na wypadek zejścia bezpotomnego, uczynię. Nie mam krewnych, a nie mając dzieci, to mi wszystko jedno, dożywocie sobie waruję.
— Ale to naturalnie! — zawołał uradowany starosta, widząc że mu idzie jak z płatka. — Tylko jeszcze słowo.
— Słucham, co mi rozkażecie.
— Na moje interesa, potrzeba mi kilku tysięcy czerwonych złotych sposobem pożyczki, mam nadzieję, że mi ich nie odmówicie.