— Stosuję się chętnie do woli jegomości i posłuszną mu będę.
— Bez niechęci i przymusu?
— Z radością — cicho dodała Zuzia.
— Otóż to kochane moje dziecko!
To mówiąc starosta począł ją ściskać i całować, a panna Katarzyna nie mogąc się utrzymać, ciągle rzucała, coś mówiąc do siebie, nareszcie zawołała na brata:
— Ale waćpan nie zechcesz tak jedynego dziecka oddać na łup człowiekowi, którego nie znasz, o którym nic nie wiesz! Splamisz się w oczach wszystkich taką kolligacją.
— Moja pani siostro — odrzekł starosta — nic tak nie plami imienia jak niedostatek co na niem cięży. Pod dobremi aliansami podnoszą się, nie upadają familje. Pan Paprocki jest bogaty.
— Ale cóż nam z tego?
— Właśnie, posłuchaj waćpanna co chce zrobić dla Zuzi.
— Waćpan jużeś się z nim targował?! — zawołała panna Katarzyna — to ohydnie.
— Moja panno — zakrzyczał starosta głosem, którego jeszcze nigdy nie słyszała panna Katarzyna, a na który struchlała — ukróć język i pamiętaj że jesteś kobietą, której nie mam potrzeby zdawać sprawy z moich czynności. Mówię do córki, nie do was, nie pytam o rady, bo ich nie potrzebuję. Sam mi podał kondycje, anim ich przyjmował, ani odrzucił, teraz Zuzia się godzi i ja się na nie godzę. Tobie moja córko — rzekł obracając się do niej — zapisuje klucz Grabowy i oprawę, to jest miljon złotych, nie biorąc posagu. Dożywocie na dobrach całych, a w razie bezpotomnego zejścia, wieczyście oddaje całą fortunę.
Zuzia jeszcze żywszym rumieńcem spłonęła, Katarzyna pobladła, zacisnęła usta, zatrzęsła się; starosta tryumfował.
— A cóż, kontenta jesteś? dodał — a to jeszcze nie wszystko, daje mi pożyczonym sposobem natychmiast pięć tysięcy czerwonych złotych. Rozumie się
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/91
Ta strona została uwierzytelniona.