coś na wyjezdnem, gdyby się później o tem dowiedział; albo pożegnać się ze stu dukatami i pięknym koniem, co go lekko na drugie tyle szacować było można. Walczył z sobą całą drogę, bo z jednej strony mówiło sumienie, z drugiej chciwość. Biedak przez całe życie nie miał nigdy razem stu czerwonych złotych i uważał je za znaczny kapitał; jak mógł więc przyduszał w sobie głos sumienia, perswadując że to wszystko przesadzone być muszą rzeczy i postanowiając zataić co wiedział.
Zaledwie się zjawił w dziedzińcu Porajowskiego zamku, i starosta i panna Zuzanna i od dawna nie widziana pana Katarzyna wyszli przeciw niemu. Starosta niepokoił się równie z córką, a panna Katarzyna spodziewała się pewnego zwycięstwa. Od szlachcica, który znał Malepartę w Lublinie i wiedział o nim wiele, dowiedziała się była po cichu połowy tej historji i wierzyła jej najmocniej, i pewna była, że doniesienia rotmistrza potwierdzą wszystko a związek ten rozerwą.
Rotmistrz po schyleniu się do kolan starosty, nie bez pomięszania i bełkotania, z niezmierną radością ojca i córki a gniewem ciotki powiedział: że w ogólności nic prawie o Maleparcie nie słyszał takiego, coby go czyniło niegodnym reki panny starościanki, jeźli ojciec uznał go tego zaszczytu dostojnym.
— Informowałem się — dodał — w palestrze, u towarzyszów niegdyś pana mecenasa, gdyż i on sam i ludzie godzą się na to że był jurystą.
— To nic — przerwał starosta.
— To nic — zawołała Zózia.
— Powiadają wprawdzie, że z ubogiego chłopięcia wyszedł na człowieka.
— Jakby to mogło być, gdyby poczciwie zbierał? — zawołała panna Katarzyna.
— Był wielce wziętym w Lublinie i opłacano go niezmiernie, nabywał majątki z procesami i tak doszedł fortuny.
— A toż szlachetnie? — przerwała znowu kasztelanka.
— Dajcie pokój siostro; mów rotmistrzu.
— Potem ożenienie go zbogaciło i choć żona zdra-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/97
Ta strona została uwierzytelniona.