Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.

promieniejąca szczęściem. Maleparta blady i jakby niespokojny.
Starosta wesół jak za dobrych czasów swoich, kiedy jeszcze własnemi pieniędzmi przyjmował w Porajowie. Panna Katarzyna nie pokazała się wcale.
Przed zaręczynami przyszła do niej Zuzia po błogosławieństwo; a w tej chwili uroczystej, gdy znikły uczucia wzajemnych uraz, niechęci, gdy się obie rozpłakały, i szczerze może, panna Katarzyna błogosławiąc powiedziała:
— Moje dziecko, widać Bóg tak chciał, abyś za niego poszła; wiedzże o tem, iż to jest niegodziwy człowiek, że ojciec cię przedał, że idziesz na niewolę. Ja cię błogosławię, ale płaczę nad tobą i przyszłością, daj Boże, aby się moje słowa nie sprawdziły!
Zuzia na chwilę zbladła, pomięszała się, ale wkrótce wspomnienie bogactw, zbytku, przyszłego pobytu w Warszawie, zatarło uczynione słowy ciotki wrażenie.
Maleparta swojej przyszłej ofiarował kosztowny łańcuch złoty, manele brylantowe, kilka sznurów pereł uryańskich, kilka pierścieni i zapinkę brylantową. Ta ostatnia była przerobioną tylko ze szpinki pana Stanisława Górskiego. Zuzia przyjęła ten zadatek z największą radością. Posłany przez narzeczonego ciotce naszyjnik nie przyjęty i zwrócony został. Staroście dostały się dwa konie tureckie, a rotmistrzowi obiecane sto czerwonych złotych i kary ogier, drugie tyle wartujący. Odebrawszy to, pan Atanazy, nie czekając na wesele, pod pretekstem niespokojności o familją swoją na Rusi zamieszkałą, której lat kilkadziesiąt nie odwiedził, pożegnał starostę, i spieniężywszy co miał, na starym bułanku jak wyjechał z bramy Porajowskiego zamku, tak jakby wpadł w wodę, i więcej o nim nie słyszano długo.
Tymczasem zbliżał się termin wesela, i krewni, zaproszeni znajomi, powoli ściągać się zaczęli.
Było tam wszystkiego, począwszy od poszóstnych karet aż do skromnych bryczek, co tylko się znalazło Porajczyków w Sieradzkiem zjechało się, co było kre-