Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.



ROZDZIAŁ II.

Wesoło było w Warszawie pierwszych lat panowania Stanisława Augusta. Młody, zalotny, lubiący zabawy król ożywiał stolicę swoim nie męzkim uśmiechem, swoją wesołością, tak straszną, gdy wspomnim, jakiemi się skończyła łzami. Ale w ówczas wszyscy byli nadziei pełni, przynajmniej wszyscy w świecie króla otaczającym. Surowi tylko starce, lepiej przewidujący, odzywali się głosem wołającego na puszczy, powtarzając nieustannie w Polsce odbijające się od półtora wieku słowo — Giniemy!! A nikt ichnie słuchał. Strojono się, wymyślano zabawy, skakano nad brzegiem przepaści, w którą nikt spojrzeć nie chciał. I dwa można powiedzieć były na ówczas narody w narodzie.
Jeden co z ślepą zapamiętałością nic nad szczęście obecne nie widział, drugi co głosem proroczym wołał na nową Niniwę, nową Jeruzalem: — Nad głową twoją zaguba i zniszczenie!
Dwór, większa część otaczających króla, większa część magnatów, wszystkie piękne kobiety, wszystka młodzież miejska składały pierwszą cząstkę; szlachta, starzy co wiek cały postrzegali chylącą się Rptą do upadku, zimniejsi lub baczniejsi, którym życie samolubne już nie zawracało głowy — należeli do drugiej. Ale gdy ci wołali — giniemy! drudzy się śmieli i bankietowali, a usłyszawszy wypadkiem surowy głos proroków, szydzili z niego i śmieli się. Bóg pokarał ślepotą i odjął strach, który mógł był zbawić, gdyby nie wola Jego święta i nieodwołane wyroki.
Nad brzegiem przepaści wesoło było jak w raju; przejażdżki, uroczystości, turnieje, uczty, bale na zamku, bale u magnatów, miłostki, gra, zawracały wszyst-