Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kto to taki?
— Jakiś jurysta zbogacony, który się ożenił z córką tego — ach! tego — nazywają go starostą, wiesz! Co to wszędzie się wścibia, wszystkich za rękę ściska i w gębę całuje.
— A! a! a! Poraj! Je crois?
— Podobno.
— Cóż on to robi?
— Przyjechał z żoną.
— A! to ta czarnobrewka, za którą biegają, jak —
Pozwólmy sobie tej budującej niedokończyć rozmowy.
Tak pani Zuzanna występowała na wielkim świecie i więcej dowcipkiem, śmiałością i renomą bogactwa i otwartego domu, niż wdziękami, wabiła ku sobie.
Jednym z najpierwej zapisanych na spisie wielbicieli był kasztelanic Artur... który już dawniej niezamężną starościankę zawojował był puklami misternie ułożonych włosów i pierścionkami, których niezmierną ilość nosił na palcach. Był to jak mówią, piękny mężczyzna, to jest miał trzy z górą łokcie wysokości, w proporcję grubości, ramiona szerokie, twarz białą i rumianą, zęby białe i pustą głowę. Szczebiotał rzeczy których się wyuczył jak papuga i miał się za dowcipnego; paplał po francuzku, gardził jak najpotężniej przesądami, czytał najnowsze dzieła francuzkie, z których kawałki na pamięć cytował, na ostatek stroił się najwytworniej. Nie wiem jak i dlaczego kasztelanic uczuł sympatyczny pociąg ku Zuzannie, może ją za tak łatwe zwycięztwo uważał, sądząc po wyzywających jej minkach, że wybierając się na tę kampanią, nie długą ją sobie wyobrażał. Ale Zuzanna nie łatwo puszczała, kogo miała w reku i uwiązawszy u swego tryumfalnego woza kasztelanica, jak ptasznik wróbla na nitce, aby się do niego drugie zlatywały; czekała co będzie dalej. Dumne jej oko daleko więcej sięgało, daleko więcej dumne serce żądało.
A jak to zwykle bywa, gdy jeden się zakocha, drudzy w tropy za nim i na wyprzódki, zaczynają palić się wielkim płomieniem dla tej samej kobiety,