Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

świetne imie jego, za skandal coby ją okrył płaszczem złocistym bezecnej sławy.
Ale w tych czasach, wielka była trudność o najlepszej rassy kochanka, panie nie dawały im odpoczynku i chwili opamiętania. Te które poczynały od króla jego mości schodziły potem stopniami, do coraz niższych kategoryj społeczeństwa, w miarę wieku i pełznącej urody. Zuzanna nie była pierwszą pięknością, i trudno pokazywało się zwabić kogoś, coby ją okrył niesławą wielkiego imienia. Cóż jednak niepodobnego kobiecie, która wolę całą, upór chęci, zwróci ku jednemu celowi? Zuzanna codzień piękniała, chcąc się podobać, co dzień umiejętniej strzelała oczyma, co dzień dystyngowańszego nabierała tonu, a raz nawet w teatrze, sam król jegomość, raczył spytać generała K... stojącego obok w loży: kto była piękna pani, siedząca naprzeciw?
— Jestto starościna... W. K. M. — odpowiedział generał — musiałeś ją widzieć na dworze, była prezentowaną.
— Nie pamiętam. Ale nieszpetna wcale.
— Taki przy świecach — odpowiedział generał — ale w dzień i zblizka widziana, ma minę przystojnej wiejskiej dzieweczki, przebranej w pańskie suknie.
— To właśnie czynić ją musi piękną? — odpowiedział król jegomość.
I na tem się rozmowa przerwała.
Ale generał rozpowiedział ją potem i ci co nigdy nie zwrócili uwagi na starościnę, teraz poczęli do niej się zbliżać. Miała bowiem szczęście wpaść w oko królowi, a królewska jego mość nie darmo za znawcę uchodził.