Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

Maleparta osłupiał na te niespodziane groźnie wyrzeczone słowa.
— Idź precz mówię ci — powtórzyła kobieta. — Wiesz kto jesteś, wiesz że jeźli cierpisz, to dla tego żeś zasłużył, że powinieneś. Idź ztąd!
Maleparta stał jak słup.
Ona tupnęła nogą i zawołała jeszcze: — Idź precz! — A usta jej zsiniały, a oczy paliły się, a ręka którą wskazywała na drzwi, trzęsła się.
— To ja mam iść precz! — zawołał po djabelsku ryknąwszy śmiechem Maleparta. — A czemu nie ty wszetecznico! czemu nie ty zwodzicielu podły?
Książe odepchnął Zuzannę i stanął naprzeciw Maleparty, dobywając oręża. O! oręż to był śmiechu godny, oręż nie męzki, Stanisławowskich godzien czasów, misterna cieniuchna szpadka, z rękojeścią kameryzowaną, wielka jak trzcinka i nie wychodząca z pochew nigdy, chyba na karuzelu.
Spojrzawszy na nią mecenas wzniósł szablę swoją i krzyknął:
— Czy nie tym nożem, myślisz się bronić, przeciw szabli, co łeb już nie jednemu i karabellę skruszyła?
Ale w tem Zuzanna, odtrącając księcia, poczęła wołać i krzyczeć:
— Uciekaj! on oszalał, on szalony! Obłąkany! Ratujcie! Ratujcie!
Mecenas nie ruszył się z miejsca, już zewsząd kroki szybkie dawały się słyszeć, hałas powstawał w całym domu, ludzie biegli na krzyk, gdy opamiętawszy się, uderzył żonę płazem po białych plecach, i rozkrwawił je. Książe za późno nadbiegł zasłonić ją sobą, a Maleparta ciął go jeszcze kilka razy po ramionach i rękach.
Zuzanna mimo bolu i widoku krwi która po niej płynęła, nie utraciła przytomności, i wołała ciągle:
— Ratujcie! szalony! Mąż mój oszalał! Ratujcie!
Na głos jej zbiegli się wszyscy starosta w szlafmycy, jak wstał z łóżka, słudzy, kobiety.
— Co to jest, co się stało?