Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ojcze, ratuj! Każ go związać! Biedny Jan oszalał! Wracałam z teatru, książe mnie przeprowadzał, on napadł nas i skaleczył. Szalony!
— Wiążcież go! — zakrzyczał starosta!
— Chwytajcie! — powtórzyła żona.
Maleparta napróżno w prawo i lewo wywijał szablą, klął, zgrzytał zębami, pienił się, ludzie podbiegłszy z tyłu uchwycili go za ręce i tak przytrzymawszy, gdy jeden z nich wyrwał szablę, skrępowali szamoczącego się.
— Po doktora! po doktora! — zawołała Zuzanna łamiąc ręce.
— Ale ty jeszcze zbroczona — zawołał ojciec.
— To nic, to nic! Po doktora dla niego. Zwarjował! Ja nieszczęśliwa! zwarjował!
— Dawno już postrzegałem — rzekł starosta okładając chustkami lekką ranę Zuzanny — że miał melancholją. Zawsze się tego lękałem!
— Gdzie książe? — spytała odwracając się starościna.
— Nie ma go.
Książe wśród zamięszania wymknął się, siadł do karety, i już po bruku daleko turkotał powóz jego, w czwał lecący do lekarza, bo i książe był ranny, a raczej posiekany; i choć rany nie były niebezpieczne, krew jednak płynęła, potrzeba było spiesznego ratunku.
Tymczasem przeniesiono Malepartę, w istocie już z gniewu i rozpaczy prawie obłąkanego, na łóżko do jego izby, niezdejmując mu krępujących go więzów.
Karetę posłano po lekarza i w pół godziny, czarno ubrany, z laską o złocistej gałce w ręku, upudrowany, doktor Julius, stawił się we drzwiach. Zuzanna która go dawniej znała, biegła uprzedzić. Załamała ręce, i z strapioną twarzą, leciała ku niemu.
— Wiecie o mojem nieszczęściu! Mój biedny mąż, ze swej melancholji obłąkania zupełnego dostał.
— Pan starosta?
— Tak! na nieszczęście! Obłąkany zupełnie, mówi od rzeczy, porwał się nawet na mnie, pokaleczył!