Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

prawie, to do niej, to do starosty posyłać zaczął, żądając ich widzieć, gdy i doktor Julius, dając świadectwo o polepszeniu zdrowia jego, zachęcał aby go odwiedzić, musiała się Zuzanna zdecydować na przerażający ją następstwy, ale nieuchronny prawie, krok ostatni. Z bijącem sercem zbliżyła się do drzwi izdebki i rozkazawszy na zawołanie być sługom, sama weszła śmiałości sobie i ducha dodając.
Ujrzawszy ją mąż, chciał się porwać z łóżka, ale kaftan go wstrzymał, wyciągnął ręce wychudłe, przez których pożółkłą, pomarszczoną skórę, sterczały kości, i ukazał je Zuzannie, pokrwawione prawie więzami.
— Patrz, patrz! zawołał, czy nie dosyć ci jeszcze, czy nie dosyć! Puść mnie na Boga, puść wolno! Weź co chcesz! weź wszystko, a puść mnie ztąd!
— Uspokój się — odpowiedziała Zuzanna udając sama spokojność — to cośmy uczynili, musieliśmy dla ciebie samego.
— Dla mnie! — przerwał mąż rzucając do koła wzrokiem obłąkanym. — Prawda! to dla mnie! Ale jużem zdrów, puśćcież mnie.
— Nie jesteś jeszcze zdrów zupełnie, mogło by ci powrócić obłąkanie.
— I mógłbym znowu chcieć was zabić? szydząc już zaryczał mecenas. — Tak! tak, nie puszczajcie bo was zabiję! — Potem zmierzył wzrokiem żonę i tuląc w twarz dłonie dodał:
— O! zapłaciłaś mi, za męki tej nieszczęśliwej! zapłaciłaś za moje występki!
— Milcz więc i cierp, kiedy sprawiedliwie cierpisz, dodała żona — nie myśl nadewszystko o swobodzie, bo tej mieć nie możesz.
— Jakto! nigdy? — podchwycił podnosząc głowę mąż — nigdy! Ale ja się zrzeknę majątku!
— Cóż warto zrzeczenie się warjata! — mruknęła Zuzanna.
— Obeszliście się bez zrzeczenia! — stłumionym głosem, rzekł mecenas. — Wiecznie mnie tak trzymać będziecie?