Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

natów, dano imię Alberta. Chrzciny odbyły się z wielką wystawą, wspaniałością i zakończyły świetnym balem. Maleparta, który już się od sług dowiedział o dziecięciu, słyszał całą wrzawę balową i włosy sobie rwał na głowie.
Ani teść, ani żona, nie przyszli więcej do niego i doktor Julius tylko, który codziennie przychodził po swojego dukata, pokiwawszy głową, zażywszy kilkakroć tabaki, wracał nazad jak przyszedł,
Maleparta, któremu nie zostawało nadziei wyrwania się z więzów innym sposobem, wahając się chwycenia ostatniego środka, (bo lękał się utracić nadziei, co go utrzymywała) nareszcie odważył się próbować przeciągnąć na swoją stronę dr. Juliusa.
Niepodobna było lekarzowi nie widzieć że obłąkanie chorego, jeźli było kiedy to przeszło. Kilkakroć oznajmował żonie, iż mu się zdaje że starosta przyszedł do zupełnego zdrowia, ale zawsze Zuzanna uparcie go przekonywała, cytując to wczorajsze to dzisiejsze słowa i uczynki, że mąż jej cierpi zawsze przystępy pomięszania. Dr. Julius na to milczał, dziwił się tylko, że nigdy sam nie postrzegł najmniejszej oznaki obłąkania w pacjencie.
Maleparta ze swojej strony starał się dla doktora okazywać jak najprzytomniejszym, wstrzymując nawet od gniewu i rozpytując umyślnie o żonę, o dziecko z udaną czułością i troskliwością. Lekarz codzień mocniej się przekonywał, iż wykurował go. Ale ile razy z tą szczęśliwą nowiną zaszedł do starościny; ona z widocznem nieukontentowaniem odpowiadała mu:
— Wczoraj jeszcze, doktorze, miał akces furji wieczorem, wszyscy śmiech jego słyszeli.
Nie dodawała tylko, że śmiech ten wyrywał się z piersi więźnia, na głos księcia i Zuzanny, rozmawiających w sypialni o północy. Było się z czego śmiać i ryczeć szatańskim śmiechem i rykiem.
Doktor tracił głowę zupełnie i nakoniec milczał; obserwował tylko Malepartę uważniej, podwajał wizyty, a nic dojść nie mógł. Mniemany szaleniec odważył się nareszcie otworzyć przed doktorem.