Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.

nego. Tymczasem przyjaciele jej, dowiedziawszy się o wyjeździe, poczęli pocieszając odwiedzać; starościna z początku rozpaczająca, dała się rozerwać trochę i z początku mimowolnie gwałt sobie czyniąc, weszła w świat jeszcze aby go pożegnać; potem pożałowała go porzucić, mieniając na nowych i nieznanych ludzi. Książe zacierał się już w sercu, przez które się tylko przesunął, więcej dla tytułu, niż dla miłości pociągniony przez starościnę. I ta kobieta, powoli walcząc z sobą, niewiedząc sama co pocznie, jęła zwlekać odjazd, uspokajać się, aż nareszcie przestała całkiem mówić o nim.
Ale na przestrach, na żal, nie było lekarstwa, chyba rzucenie się w świat, w zabawy, w ten szum nieustanny, co głuszy wszystko, nawet sumienia głosy. Zuzanna inaczej uczynić nie mogła, i wróciła do dawnego życia. Księcia zastąpił kasztelanic, kasztelanica drugi książe, wielbicieli nie brakło, bo zdaje się że kobiecie (jak żołnierzowi liczba krzyżów) dodaje wziętości, wdzięku, powabu, liczba kochanków. Im która więcej ich miała tem więcej spodziewać się może; jak muchy siadają tam, gdzie widzą że jest już kilka lub było przed niemi.
Łatwo było zapomnieć Zuzannie, bo nigdy nikogo nie kochała sercem. Przywiązała się więc łatwo do zastępców pierwszego kochanka, a czując że się poniża moralnie, starała się wystawą, zbytkiem swym, blaskiem bogactwa ozłocić postępowanie, zaćmić sposób życia. Nigdy dom starościny nie był tak wspaniały, tak nieustannie pełen, nigdy tak żywo jeden po drugim nie postępowały bale, wieczory, maskarady.
Pieniądze lały się strugą, i napróżno starosta przestrzegał, że dochody nie wystarczały, że się poczęło robić lichwiarskie długi, Zuzanna zamykała mu usta tem, że z ich bogactwy zrujnować się było niepodobna.
Chciała się odurzyć, chciała zapomnieć w tym szale o Maleparcie, na którego wspomnienie stygła od strachu; napróżno, widziała go we śnie, lękała się dniem