Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.

conych i jaśnie wielmożnych, schodziła starzejąc coraz to na mniej słynnych, coraz to na mniej znakomitych. W miarę jak zbytek wysileniem wielkiem utrzymujący się, niknąć zaczynał, i towarzystwo się otaczające starościnę zmieniało i adoratorowie ubywali.
Przyszła chwila, w której potrzeba było myśleć o wyjeździe na wieś, bo pieniędzy zabrakło i nikt ich więcej pożyczyć nie chciał. Lichwiarze, którym ogromne narastały procenta, zalękli się i skurczyli dłonie, poczęli się rozpatrywać w ewikcji, znaleźli ją kruchą bardzo i dokuczali coraz to natrętniej. Starościnie też świat coraz brzydł, bo się z nim pozłota powoli ścierała. Starosta Poraj starzał i chciał już spoczynku: widząc że krzesła sobie w Senacie nie wyczapkuje i nie wytraktuje, począł myśleć o wziętości w swoim powiecie i zażądał doń powrócić. Porajów dzięki zabiegłości jego, teraz był czysty od długów, na nim jeszcze żyć było można przystojnie na wsi, a nawet wystawnie dla szlachty domatorów, którym ostatki warszawskie wydawały się jeszcze dostatkami.
Wszakże gdy przyszło do wyjazdu, gdy trzeba było może na zawsze porzucić ulubioną Warszawę, gdzie Zuzanna tyle doświadczyła, użyła, tyle wycierpiała i tyle przebyła; gdzie starosta tyle miał znajomości i stosunków obiecujących choć w oddaleniu ziszczenie owego marzenia o senatorskiem krześle; gdy przyszło jechać na wieś do starego zamku, zamieszkanego przez jednę panią Katarzynę, (która wpadła była w dewocją niepohamowaną); gdy przyszło rozstać się z mniemanemi przyjaciołmi, z balami, z fetami, z wszystkiem co tak długo stanowiło życie — zapłakała Zuzanna, zasmucił się starosta. Oboje patrzali na przybory podróży, jak na smutny obrzęd jakiś, milczeli zadumani oboje. Wprawdzie ostatni kochanek starościny zaprzysiągł się jej przybyć na wieś i zamieszkać dla niej na wsi; ale możnaż mu było po tylu smutnych doświadczeniach wierzyć?
Zuzanna płakała! Innej kobiecie wystarczyłoby dziecięcia; jej dziecko było tylko kłopotem nieznośnym