twarz w posłanie i dusił się gniewem, niecierpliwością i złością.
W tej chwili, jak zawsze gdy tracił nadzieję i dręczył się, a dręcząc pocieszał dziwnym sposobem, (wspomnieniem, jak drugich dawniej męczył); w tej chwili przyszły mu na myśl wszytkie obrazy przeszłości. Z kolei, począwszy od żebrzącego tułackiego życia, aż do śmierci Stanisława i Rózi. Nad głową jego olbrzymie rozwinęły się cienie ofiar. Wołał do nich: Los się za was pomścił i ja cierpię! i ja cierpię!
A czując w sercu mękę, przypominał męki drugich, męki swych ofiar, aby się niemi pocieszyć, przypominał płacz Rozalji, jęk ostatni Szczuki, śmiertelny krzyk upadającego w walce zdradliwej Górskiego. Te myśli któremi pasł swoje pragnienie zemsty, odurzały go na własną boleść. Nagle na szelest jakiś podniósł głowę i wielkim głosem wykrzyknął, chciał zakryć oczy, nie miał siły, pozostał jak słup nieruchomy.
Przed nim, jak w dniu weselnym, pod obrazem P. Jezusa, będącym naprzeciw łoża, stały rzędem tłumnie cienie wszystkich znajomych poległych w tej walce, którą wiódł połowę życia, bijąc się o nasycenie chciwości i namiętności podłych. Blado rysowały się na ścianie, którą zajmowały, zakrywając drzwi za sobą i otaczając do koła przestępcę. W tym milczącym mar tłumie poznawał Maleparta dawno zapomnianych ludzi, groźno patrzących na niego, tak jak patrzyli z nad ołtarza w chwili ślubu, jak patrzyli w izbie sypialnej. Jedni mieli rękę na sercu, drudzy na czole, inni wyciągali ją ku niemu, wyschłemi palcami nań skazując. Widzenie to było przerażające dla zbrodniarza, który drżeć począł, a oczu z niego odwrócić nie mógł. Pomimo przestrachu i drżenia, pomimo szumu w uszach i głowie, posłyszał jednak Maleparta stąpanie wyraźne pode drzwiami, brzęk kluczy i odryglowanie drzwi; chciał spojrzeć ku nim, ale za marami nic nie widział. Zdawało mu się że otwierano, chciał biedz domyślając się uwolnienia, nie mógł się ruszyć, między nim a drzwiami stały te mary straszliwe, za-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/69
Ta strona została uwierzytelniona.