Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/71

Ta strona została uwierzytelniona.

— Idziesz czy nie?
— Miej litość, poczekaj! jak oni ustąpią, ja pójdę, poczekaj do świtu.
— Żeby mnie złapali!
Maleparta padł na łoże zamykając oczy. Nuchim spojrzał w ciemności, a nie słysząc głosu, klnąc odszedł, drzwi za sobą zostawując otwarte.
Kilkakroć w ciągu tej nocy zrywał się i chciał do nich biedz więzień, ale zawsze nieprzełamany mur stał między nim a niemi. Cienie nie ustępowały na chwilę. Nad świtem nadeszli ludzie zamkowi zastawszy drzwi otwarte, rygle połamane, drąg wyważony, nie zaglądając do izby nawet, pobiegli dać znać Zuzannie, że Maleparta uciekł. Właśnie przed blaskiem dnia znikły nocne mary, i odzyskując przytomność więzień rzucił się z łóżka ku drzwiom. Zastał je otworem stojące — wyszedł; ale jakby wytrzeźwiony z upojenia długiego, błąkać się począł w dziedzińcu, sam nie wiedząc co począć z sobą.
Trzeci to już raz pokazywały mu się postacie drugiego świata, i trzeci raz przestrach, zgryzota, obłąkanie porywały Malepartę, zapominającego o zemście.
W tej chwili wcale innem uczuciem biło mu serce — bał się znowu sprawiedliwości Bożej i kary, drżał przed wiecznością. Żądza zemsty ustępowała przed niepojętą bojaźnią, uciskającą serce, trzęsącą duszą całą.
Obłąkanego, oszalonego i drżącego ze strachu, spotkała Zuzanna, która na wieść o ucieczce biegła sama opatrzyć, jakim sposobem stać się to mogło. Zeszli się na wale zamkowym i oboje cofnęli. Ona poznając w tym zarosłym, dziko patrzącym, wychudłym starcu męża i zabójcę swego; on w tej kobiecie tak zmienionej życiem, niedawno jeszcze świeżą i dziewiczą Zuzannę. Ona chciała uciekać, on stanął jak wryty.
— Bierzcie go! Bierzcie go! oto jest! oto jest!!
Drżący Maleparta słowa się na to nie odezwał; chwilę jakby płomień zagorzał mu w sercu i zacisnął pięści, ale wnet znowu trząść się począł i bojaźń nocna opanowała go znowu.