Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.

wając śmierci: człowiek co ją ratował, umarł w po jedynku zabity przezemnie, a zabity gdy był bezbronny.
Zuzia zakryła twarz rękoma i krzyknęła, zaczynała miarkować, że Maleparta nie obłąkany był, lecz występny, i strach ją coraz okropniejszy przejmował. Chciała uciekać, a sił jej do powstania brakło. On mówił dalej:
— Na tego człowieka jam się zasadzał ze zbójcami, w nocy, wprzódy nimem go zabił szablą, strzelałem do bezbronnej jego piersi. Kula trafiła niewinnego, niewinny upadł zabity.
— Dość, dość! zlituj się nademną — wołała Zuzanna.
— Jeszcze nie wszystko. Przy skonaniu Rozalji, wiesz jaki głos się odzywał? Szyderski śmiech wszetecznicy, co szydziła z konającej, siedząc na moich kolanach! Zdrad, fałszów, podłości nie policzę. Oto ten, którego ci ojciec dał za męża, i dziś przed samym ślubem ten zbójca, co ze mną razem zasiadał na życie człowieka, przyszedł tu był ze żoną; kazał sobie opłacić za milczenie. Dziś ta wszetecznica, co śpiewem swoim głuszyła głos konającej Rózi, stała u progu kaplicy: dziś zbójca, fałszerz, związał się z tobą u ołtarza na wieki!
Zuzannę zimny pot oblał, ale dumna dziewczyna odzyskała prędko przytomność!
— Cicho! — zawołała odważniejszym głosem, zmuszając się do niego — mógłby kto posłyszeć! Między mną a tobą nie ma tajemnic; ale chceszże, aby wszyscy moją, twoją i całego rodu naszego hańbę wiedzieli? Milcz!
— Powiem wszystko twemu ojcu.
— Dla czego? — zakrzyczała Zuzia: — aby cię wypchnął z domu i całe życie gryzł się wspomnieniem chwili, w której zamarzył o swojem nieszczęściu. Nikt nie powinien tego wiedzieć. Twoja kara w twojej duszy.
— Ale to co mam cięży mi, to złe nabycie, to krew, to trupy ludzkie, to wdowie mienie, to sieroce ubóstwo.
Zuzanna spojrzała nań wielkiemi oczyma, pojęła ona, że sprzeciwiać się mu w tej chwili nie było można.