Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

cięciu, potem zapomniała o niem, i nie wróciła już do niego. Walała się w tłumie, aż poznana przez kogoś z dawnych swych sług, wydana, uwięziona, poszła z innemi pod gilotynę i śmiejąc się szalonym śmiechem, umarła.
Szczęściem dla dziecięcia, stary Maciej który był kilka dni przytrzymany, i ledwie się z rąk zajadłej szui wyrwać potrafił, powrócił tegoż dnia do domu, kiedy Zuzanna o nim i o dziecięciu zapomniała. Z westchnieniem wziął Alberta na ręce i czekał na matkę; czekał, wyglądał, ale napróżno. Piątego czy szóstego dnia, okrywszy dziecię wyszedł z niem na miasto myśląc mimo wieku, dostać się jeszcze o żebranym chlebie do kraju. — Zaplątawszy się w ulicach, trafił pociągniony tłumem na plac, którego środek zajmowała Bogini gilotyna. Lud ją otaczał plaskając w ręce, rycząc, śmiejąc się i śpiewając swoje ulubione Ca ira!
Właśnie i wózek nadjeżdżał turkocząc, a na nim powiązane ofiary, tego dnia wyznaczone na pastwę śmierci. Stary Maciej zatrzymał się, strachem i ciekawością do miejsca przykuty, obłąkanym wzrokiem patrzał na tych co z zimną krwią wstępowali na deski, aby z nich nie zejść więcej. Byli tam starcy i młode dziewczęta i zgrzybiałe matrony. Jedni modlili się, drudzy śpiewali, inni klęli i narzekali, a chcących mówić do ludu, głos głuszyły bębny gwardji municypalnej.
Patrzał Maciej, a potem nagle zakrył oczy dziecięciu, co same nie wiedząc czego płakało. Na rusztowanie wstępowała Zuzanna z piosnką na ustach, pijana, z rozpuszczonym włosem, odsłonioną piersią i położyła białą szyję na klocu, a głowa odcięta potoczyła się łypiąc otwartemi oczyma.
Stary sługa uciekał nie oglądając się z miasta, przebył Francją o żebranym chlebie, przeszedł Niemcy i nareszcie ucałował płacząc ziemię polską. Tu już znalazł znajomych i przyjaciół, ale pomoc ich była bezskuteczna i obojętną dłonią rzucana. Jedni zapierali się znajomości starosty, drudzy ledwie sobie go przy-