Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/117

Ta strona została skorygowana.

ponętą, jemu się nie przełamaną stawi przeszkodą? Mógłżeby on, ubogi, sięgnąć po rękę kobiety, która dając siebie, da bogactwa? Marja mnie nie kocha! powtarza ciągle, Marja obojętną jest dla mnie.
Dopóki mogłem im dopomódz, dopóki byłem im potrzebny, nie opuściłem: teraz jestem wolny.
Z uśmiechem gorzkim na ustach, myśli o jutrze, o tem natrętnem, bezwzględnem parciu się wszystkich tam, gdzie niedawno szyderstwy tylko, prześladowaniem i nielitościwą wzgardą biegli wyścigając się, na męczeństwo biednej rodziny. Teraz krajczy jest dla nich szanownym starcem, panna Scholastyka pełną rozsądku osobą, Marja aniołem piękności i dobroci.
Kulikowicz nawet należy do szeregu pretendentów... Przebiegając myślą wypadki dnia całego, zamyślony staje przed domem Seweryn... Szczęściem, kobiety ze wsi, chorzy, ubodzy czekali na niego, musiał zapomnieć i o sobie i sąsiadach, zwracając się ku nim.

KONIEC TOMU PIERWSZEGO.