brała odwagę, której liczne dawała dowody. Ona przyjmowała najprzykrzejszych gości, a przymknąwszy drzwi od pokoju krajczego, brała na siebie ciężar najnieznośniejszej, najgłupszej, często najbardziej grubijańskiej rozmowy. W potrzebie, potrafiła też zgromić i zagrozić, skarżyć się, dojechać do marszałka, rozmówić z przejeżdżającym gubernatorem, wysłać list na pocztę do jakiej znaczącej osoby. Słowem, opatrzność to ją rzuciła tutaj, na ochronę starca i słabego dziecięcia, Marji.
Po najutrapieńszych przejściach, jeszcze wieczorem, wesołem ich rozchmurzała opowiadaniem.
Tak lata płynęły w Górowie, Marja za całą spuściznę miała dość piękną bibljoteczkę, którą dawniej moda złożyła, a teraz ubostwo z niej korzystało. Panna Scholastyka, której ani rozsądku, ani na swój czas wychowania nie brakło, robiła wybór w tych książkach dla siostrzenicy. Wyrzuciła z niej te dzieła, które w zbiorze królewskiej kochanki znajdować się musiały, których tyle wydał wiek XVIII. Marja nie splamiła się takiem czytaniem. W sąsiedniem miasteczku potrafiła złotobrzeżne, safianowe, welinowe edycje głupstw i bredni pseudo-filozoficznych, wymieniać na nowe dobre książki. Zamianami temi żyły obie z Marją. W brzezinie, za dworem stała ławka, tam czytywały długie godziny; tam Marja ezęsto łzawem okiem patrzała na świat, który się jej tak piękny, cudny wydawał! Sierota, nie pożądała przecież niczego, niczego nie zazdrościła nikomu, krom uścisków matki i błogosławieństw ojca.
Jak łatwo Seweryn i ona zrozumieć się i pokochać musieli... widzicie.
A wstrzemięźliwość, umiarkowanie uczucia przypiszcie szlachetności obojga. Marja lękała się o przyszłość
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/135
Ta strona została skorygowana.