z piątej klasy, (gdyż szóstą uznał on i matka za zupełnie zbyteczną) zapuścił brodę, zaczął palić cygaro, polować z chartami i uganiać za dziewczętami. Zapomniałem objawić, że grał na skrzypcach i gitarze, (wielki talent) służącego wyuczył grać na klarnecie, i improwizował muzyczkę na wieczorkach sąsiedzkich. Był więc bardzo pożądanym gościem. Mieszkali we dworze daleko większym i pokaźniejszym od poprzednio opisanego, na starej sadybie, która się zwała zamczyskiem, opasanej wałami zielonemi, zarosłej dębami, ustrojonej w stare popodpierane budowle. Naprzeciw niej ciemna cerkiew ze swemi gankami, obwodzącemi ją do koła, wysuwała się z pomiędzy klonów i lip, z błyszczącym nowym krzyżem na czole i świeżo pomalowanym jaskrawo dachem. Dalej biegła wioska ku dolinie z pochyłemi chaty i błotnistą ulicą.
Pan Hasling, sąsiad Pokotyły, mieszkał w drugiej wiosce, dawniej żonaty, dziś wdowiec o kilkorgu dzieci, zakłopotany przyszłością, frasowny, zabiegły, zgryźliwy, kłótliwy, i po większej części smutny (chorował na wątrobę). Lubił poncz pasjami, miał trzy córki dorosłe na wydaniu, co tłómaczy jego przyjaźń dla Pokotyłów. Panny to były białe, rumiane, wesołe i w perkalikach chodzące. Wszystkie trzy grały na gitarze, pisały jak kury, czytały pracowicie zbierając rozpierzchłe głoski; ale doskonale znały się na różnicy przędzy, na osiemnastkę i dwudziestkę używanej, na nabiale i pieczywie ciast wielkanocnych. Śpiewały dumki ukraińskie, nie bez wdzięku. Dwóch braci powiększało familją, wielce przyjemnie. Oba byli zawołani myśliwi, mieli każdy nejtyczankę; trzy konie nie maściste, często się zmieniające, a niekiedy nosate i po jednym osełedczonym
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/14
Ta strona została skorygowana.