— Do licha! — rzekł Wiła, — to już mi się przebiera... ale... Co się tycze kobiet.
— Daj mi pokój... Tekla mi obrzydziła wszystkie.
— Hrabia chcesz się jej pozbyć?
— Alboż jest sposób?
— Tysiąc...
— Wiesz, to by mnie mogło zabawić!
— Doprawdy? a więc co zaszkodzi sprobować?
— Rotmistrzu, nadto się ryzykujesz! podejmujesz się rzeczy niepodobnej!
— Hrabio! nic nie ma niepodobnego dla człowieka, który ma silną wolę...
— Hm! myślisz?
Rotmistrz wskazał dworowi aby się usunął, i na dany znak czereda cała pod przewodnictwem Durczyńskiego, który maszerował majestatycznie-błazeńsko, wysunęła się za drzwi.
— Myśl mi przyszła wyborna... Panna Tekla sama wyjedzie.
— Jakto? rozkochasz ją?
— Ja! uchowaj Boże!
— Ożenisz się z nią?
— Panie hrabio, poświęcenie moje dla niego, nie sięga tak daleko...
— Cóż u licha!
— Będę hrabiego żenił!
— Mnie? cha! cha! wiesz myśl doskonała! mnie! mnie! ożenić! A z kimże?
— O! partja wyborna, panna miljonowa.
— Hrabia nic nie wiesz, a ja dopiero dziś o tem języka dostałem... wielkie odmiany zaszły w sąsiedztwie. Wszyscy są na stopie wojennej... Ważny zaszedł wypa-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/163
Ta strona została skorygowana.