mnie jako matce wolno spytać, czy nie będzie mu wzięte za złe, czy może mieć jaką nadzieję?
Scholastyka udała, że doskonale zrozumiała, udała, że ją to zażenowało i spuszczając oczy, odezwała się:
— Prawdziwie... tak krótko się znamy... nie umiem zaręczyć... nie mogę powiedzieć stanowczo... Ale z przyjemnością widzę w tym domu pana Teodora...
— Ot tobie! Do siebie wzięła! — rzekła w duchu jejmość. — Co tu począć?
Ciocia nielitościwa kończyła:
— Decydować się tak szybko niepodobna, musimy poznać się lepiej i wzajemnie ocenić. Przy tem wielka różnica wieku.
Sąsiadka cofnęła się na kanapie i zacięła usta.
— Wzięła do siebie i chce złapać chłopca! ale zje licha...
— Pani — rzekła głośno — zapewne nie wyrozumiałaś mnie...
— Owszem, aż nadto... ale decydować się...
— Ja tego nie wymagałabym... Staranie mego syna o pannę Marją?
— O pannę Marją? — z podziwianiem odezwała się ciocia — Marja jest zbyt młoda...
Doliwowa zmilkła i ucięła, Scholastyka także.
— Ani chybi, ten upiór (starsza pewnie odemnie, chce się wprzód wydać sama), Teodor jej mężem! To być nie może!
A! a! — Ale nie tracąc przytomności dodała szybko — zawsze państwo łaskawie mi obiecujecie przyjmować mego syna?...
— Jak wprzód tak teraz...
— Trzeba więc poszukać narzeczonego dla starej!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/216
Ta strona została skorygowana.