ukłoniwszy się dziwacznie wśród oklasków ciżby, wsunął się na kanapę, przeciw swojej filiżanki. Ale... o zgrozo! herbata z rumem była wypita... a ciastka znikły mu z kieszeni.
— Jaśnie wielmożny grafie! — zawołał tragicznie Durczyński włażąc na stolik i machając rękoma, — proszę o głos!
— Cóż powiesz?
— Krzywda mi się stała...
— Jaka?
— Proszę o głos i cierpliwość. Wiadomo jaśnie wielmożnemu grafowi, że kocham się w ekonomównie, pannie Petronelli, która mi płaci obojętnością i kułakami. Nic tak przywiązania nie wzmaga jak szturchańce; miłość więc moja wzrasta z sińcami. Myśl zajęta wdziękami Petronelli, na każdym kroku idzie ze mną i wszędzie mną kieruje. Gdy roznoszono ciasteczka, przyznaję... furtum feci, napakowałem ich w kieszenie. Ale nie podłe łakomstwo mną kierowało, nieszczęsna, zapamiętała miłość. Dla niej były biszkokty i makaroniki, które przysiadłszy macerowałem w kieszeni.
W czasie baletu mego, gdym miał szczęście być przez waszą grafowską mość okryty oklaskami zasłużonemi, bom sobie o mało nóg nie powykręcał, oto ta ciżba, oto ta tłuszcza, oto ci ludzie wykradli mi ciastka... wypili herbatę z rumem dolanym dla zapomnienia o moich nieszczęściach miłosnych i szturchańcach przeszłych! Proszę sprawiedliwości! Błagam jej!
Głośne śmiechy towarzyszyły tej mowie, której Seweryn wysłuchał przecierając sobie oczy. Hrabia odezwał się.
— Oto mój wyrok. Co się zjadło, to przepadło, dać
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/73
Ta strona została skorygowana.