Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/94

Ta strona została skorygowana.

znajomością Warszawy, czytanemi romansami, poetyczną duszą. A żeby to wszystko w jedną rozmowę złączyć, zamalgamować, zlać, zbić i nigdzie szwa nie pokazać, ile sztuki, ile wybiegów, ile wyszafowanej zręczności.
Im gość poczetniejszy, tem wysilenie to większe. Z prostym bo żydem, widzicie (i żydowi się w takich domach nie darowuje) nie ma ceremonji, bierze się go, prowadzi i sypie mu kolejno wszystko jak z rękawa.
Patrzaj na to, zobacz to, posłuchaj to. Z sztachetką trochę trzeba zachodu, a wyżej, to już mozolna praca doprawdy. Pani Doliwowa nie bardzo się żenując z Sewerynem, doskonale była śmieszną. Przyszło do tego, że dla większej impozycji kazała synowi grać na fortepianie walce Straussa, przez cały czas muzyki jego potrząsając głową z głębokiego uczucia. Gdy skończył, dopiero spojrzała dumnie na gościa, jakby mówiła:
— A cóż kochanku? a co? albośmy nie wielcy ludzie?
Ojciec z gębą otwartą wyekstazjowany także, admirował i w dłonie klaskał.
Podano herbatę.
Któż nas uwolni z niewoli herbacianej? kto nas upoważni do odmówienia bez niegrzeczności tej szklanki wody ciepłej, przygotowanej w kredensie przez brudnego sługę i gwałtem narzuconej, sub poena indignationis? Seweryn krztusił się a pił, wylać nie było gdzie. Szczęściem gość jedzie, wszyscy do okien; on mógł podlać nią stojące pelargonjum, któremu nie wiem jak uszła ta ciepła wanna.
— Któż to?
— Kto to?
— Pan Hasling.
Wszyscy siedli robiąc miny wzgardliwe. Pan Hasling