Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/99

Ta strona została skorygowana.

— Ja tu mam, powiada, interes do — szuka pugilaresu. — Ja jak na szpilkach. Nuż tedy drabować po pugilaresie. — A tak! tak! do krajczego! do jego domu, w jego domu! Nie mógłbyś mi pan dobrodziej rozpowiedzieć drogi?
— Najchętniej, powiadam, ale pan mi za to zechcesz choć nadmienić co to za interes.
— Nie mam w tem sekretu, mówi, proszę na tabaczkę...
I dał mi tabaki, a tabakę miał wyśmienitą, że nie pamiętam kiedym taką zażywał, przymówiłem się nawet, że mi trochę dał do tabakierki... Chcą państwo sprobować? — Nikt się nie zgłosił, mówił więc dalej:
— Droga... tedy, mówię, idzie od Nakotów, podle dworu, przy Lamusie kręto w prawo na las. W lesie będzie krzyż, u krzyża dwie drogi, weźmiecie się prawą, prosto, prosto do wsi... Od tej wsi, minąwszy trzecią chatę, u starej gruszy...
— Przecież tę drogę wiemy... panie Hasling.
— Ale słuchajcież państwo... na czem stanąłem? A! podle gruszy tedy... podle gruszy w prawo ku błotku na grobelkę, grobelką wprost do pierwszego mostku, potem za mostkiem na lewo i jak strzelił do Górowa. A w Górowie dwa dwory, nowy pana Kulikowicza, stary z drzewami krajczego.
— A teraz powiedz mi pan co za interes?
— Pan jesteś sąsiadem? mówi...
— Jestem.
— Ciesz-że się...
— Bardzo mi przyjemnie, że się mogę cieszyć... ale z czego?