czył uczciwości, pilności w interesach, szczerości charakteru. Tylko nie sposób było go ani jednym ani drugim skłonić do popierania interesów, w których dwa plemiona występowały do walki. Sprawami ogólnemi wiele się nie zajmował, od wyborów wszelkich usuwał, a w rozmowach drażliwych milczał, udając głuchego.
Zupełna bezstronność i bezbarwność cechowała. Dr. Wolar w jego postępowaniu. Zresztą jako człowiek prywatny, towarzyski był, miły, i bardzo dobrze wychowany, tak, że arystokratyczne domy nie pogardzały nim i żyły na stopie przyjacielskiej.
Prezes też za to go lubił, że nie był pesymista i nigdy interesami nie straszył, umiejąc w nich wynaleść zawsze dobrą stronę.
Salonik skromny bardzo dr. Wolara już trzech czy czterech oczekujących nań klientów zawierał w sobie, gdy prezes nadszedł, musiał więc poczekać cierpliwie, aż się tamci załatwili, bo porządek wymagał, by szli koleją do gabinetu.
Około dwunastej wtoczył się Roman do doktora, który go powitał z wielkiemi oznakami szacunku i poważania...
Doktór był w średnim wieku, nieco łysy, pięknej postawy, oblicza miłego, nosił okulary złote, i uśmiech na ustach pełen dobroduszności. Ale z czoła i wejrzenie przysłonionego okularami tryskał mu rozum jasny i pojęcie żywe.
Prezes siadł.
— Cóż to pana do mnie sprowadza? spytał prawnik.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Mogilna T. 1.djvu/101
Ta strona została skorygowana.