Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Mogilna T. 1.djvu/27

Ta strona została skorygowana.

mi, pojechać w odwiedziny do Christianhoffu: czemu zresztą nikt a nikt się nie przeciwił.
— Dlaczego nie mamy być grzeczni! rzekł prezes. Napijemy się lekkiej kawki u Niemca, a że będzie nam rad, to ręczę.
Na tem tedy stanęło... a we dwa dni potem czwórką pięknych siwoszów, jechali Mogilniccy do pana Larisch’a.
Chistianhoff, dawniejsze Zarzecze, był to tak zwany gburski majątek, złożony z kilku kawałków połączonych w dosyć już znaczną całość; poprzednik pana Larisch’a, któremu się w głowie zawróciło po zrobieniu fortuny i który ją prędzej daleko stracił niżeli nabywał, skupił już był niemało sched i stworzył z nich wcale pański kompleks gruntów, na którym teraz rozpościerało się postępowe, wytężono pracowite i złotodajne gospodarstwo p. radcy. Radca nabył ten majątek nie tanio, ale go polepszył, rozszerzył kilku zręcznemi nabytkami i mówiono, że robił na nim pieniądze. Życie w Christianhofie było nader skromne a bardzo pracowite. Z gospodarstwem łączyły się znaczne przemysłowe przedsiębierstwa, obrót kapitału był wielki, a szło nabywcy jak spłatka.
Ale wydatkujący tak doskonale majątek z pozoru wyglądał niemile. Dwór i zabudowania folwarczne stały niemal w gołem polu nad drogą, a że zasadzone do koła drzewa wyrosnąć jeszcze nie miały czasu, a budowle o artystyczną powierzchowność wcale się nie troszczyły, kupa ta murów, ścian, kominów, — nie pociągającą była wcale.
Stary dwór gburski niepoczesny, z obszernym gankiem charakterystycznym, pod który dawniej wo-