Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Mogilna T. 1.djvu/52

Ta strona została skorygowana.

told, który widział wszystko — spostrzegł też iż ręka co ją niosła była dziwnie pięknych kształtów, choć nie zbyt mała, ale arystokratycznie biała i rzeźbiarsko wykończona. Praca zostawiła na niej ślady, ale jej zeszpecić nie mogła.
— Dziękuję, bardzo pani dziękuję — ozwała się Kazia uszczęśliwiona, że się jej wszystko tak przedziwnie udało.
— Wyście mojemu ojcu, miła pani, dali więcej niż wody szklankę, bo nadzieję, bo zachętę do pracy i odwiedliście go od rozpaczy; pozwólcież bym ja, korzystając z tego szczęśliwego spotkania — wam także serdecznie podziękować mogła.
— Jakby to miło było ojcu mojemu z waszych ust posłyszeć — odezwała się szybko Kazia. On tu o dwa kroki, w lasku, jeśli możecie, chodźcież z nami.
Marynka wcale się nie wymawiała, pomyślała tylko chwileczkę, twarz jej zarumieniła się trochę, spojrzała na swe ubranie liche choć czyste; może się go zawstydziła, ale wprędce bardzo uczucie godności własnej, które ją nie opuszczało, przywróciło jej spokój.
Szepnęła coś słudze, która poszła do dworku, a sama odwracając się do Kazi — odpowiedziała po prostu — O! jeśli pozwolicie. Garbata sługa przyniosła jej chusteczkę.
— Jeśli się ojciec obudzi — szepnęła do niej, powiedz że zaraz powrócę, przeprowadzę państwa o kilka kroków.
Ruszyli się wszyscy, a stary pies widząc że pani jego przestąpiła próg podwórka, rad nie rad zwlókł się z legowiska i wyciągając się, zabierał do spełnie-