Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Mogilna T. 1.djvu/63

Ta strona została skorygowana.

ra wieku odgadnąć też nie dawała, miał pono więcej lat niżeli twarz pokazywała. Trzymał się wszakże młodo i dobrze, choć ze wspomnień o których mówił na sześćdziesiątkę obliczyć go było można.
Po śmierci ukochanej wielce żony, która mu zostawiła jedynego syna, Larisch przeniósł się na wieś, i zdawało się, że dla przyszłości dziecka, dla zapewnienia mu świetnego losu, który daje fortuna świetna, oddał się cały gospodarstwu, spekulacyom i robieniu majątku. W początkach obcy temu zawodowi, jak sam powiadał, uczyć się go musiał; ale niepospolite dary umysłowe, niezmierna w pracy wytrwałość, charakter potężnie zahartowany, dozwoliły mu wkrótce prześcignąć tych, którzy się z niego śmieli zrazu. Z zimną krwią dawał szydzić z siebie, a w końcu dziwił zazdrosnych, uśmiechając się z nich nawzajem.
Larisch zresztą nie nadużywał nigdy wyższości swej, był niezmiernie miły, łagodny, spokojny, grzeczny, małomówny, uprzejmy, ale twardy i nieubłagany jak żelazo. Nie naraził się nikomu, ale nikomu nie ustąpił też; obelgi i gniewy znosił jakby nie do niego się stosowały... czasem uśmiechał się gdy widział że się kto nadto unosił. Nieznano w jego życiu słabej strony, żadnej namiętnostki, żadnego ustępstwa, nic coby go zdołało z drogi sprowadzić. Był regularny jak machina i jak machina niezwyciężony... a głuchy. Co więcej, takim jakim był dla drugich, znajdował go też własny syn. Larisch kochał go, nie żałował dlań nic, wychowywał go po książęcemu, ale wymagał od niego tego żelaznego charakteru, jaki w sobie wyrobił.